Panie, będąc pod Krzyżem proszę, abym w Twoich Ranach zobaczył prawdziwe swoje oblicze. I żebym chciał się nawracać, bo bez tego pragnienia nie będę wiarygodnie świadczył o Krzyżu. Jeśli jest we mnie małe pragnienie nawrócenia to moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina
W.: Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem, i zaniedbaniem: moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Przeto błagam Najświętszą Maryję, zawsze Dziewicę, wszystkich Aniołów i Świętych, i was, bracia i siostry, o modlitwę za mnie do Pana Boga naszego.
Moja wina, Moja wina, Moja bardzo wielka wina. Już ma się ku zachodowi, Z lipy przed moim domem opadają liście. Ludzie z mojego życia bezpowrotnie odchodzą, Grobów jest więcej niż żywych przyjaciół, Nawet spłowiał atrament na matczynych listach, Pisanych do mnie nocą z dzielnicy pogromu. A ja siedzę nad Tobą, Biblio, I uczę
moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. 4 5 Ideo precor beatam Mariam semper Virginem, omnes Angelos et Sanctos, MOdlitwa wiernyCH. 12 13 liturGia euCHaristiCa
Jak rozumiesz stwierdzenie osoby mówiącej: „Moja wina, / Moja wina, / Moja bardzo wielka wina”. Ćwiczenie 1.15 Rozważ, jaką refleksję o sobie i swoim miejscu w świecie prezentuje postać mówiąca w liryku.
OBRZĘDY WSTĘPNE. WEJŚCIE. Gdy lud się zgromadzi, kapłan z usługującymi, ubrani w szaty liturgiczne, udają się do ołtarza w następującym porządku: ministrant z dymiącą kadzielnicą, jeśli się stosuje okadzenia. ministranci niosący świeczniki z płonącymi świecami, a pomiędzy nimi inny ministrant z krzyżem, jeśli wymagają
gGGX3X. Clever words, long slogans Learned by the children Knife and bread, nail and dough Back, back is aching Who went crazy - me or you? The ladder begins to collapse Hey, we're falling, I'm asking you Whose fault it is? All my fault, through my fault Through my most grievous fault... One step forward, two steps back (A market on four legs) I can't even stand a day (I have to toughen myself up) Who went crazy - me or you? The ladder begins to collapse Hey, we're falling, I'm asking you Whose fault it is? All my fault, through my fault Through my most grievous fault... I'm running out of light Losing ground under my feet My point of view disappears I can smell the sweet scent of roses The king is dead, long live the king! (Hail, hail!) The children choir is singing (She's amazing!) Who went crazy - me or you? The ladder begins to collapse Hey, we're falling, I'm asking you Whose fault it is? All my fault, through my fault Through my most grievous fault... I'm running out of light Losing ground under my feet My point of view disappears I can smell the sweet scent of roses
Więcej wierszy na temat: Miłość « poprzedni następny » tym razem coś starszego... chciałaś abym cię kochał. dlaczego? czyś ty nie wiedziała, że miłość mego serca nie sięga? czyś co ranek nie czuła, że me serce, serca twego nie szuka? czyś ty wreszcie nie poznała goryczy duszy mojej? czegoś ty ode mnie chciała? miłości chciałaś, a jam był ci tylko kłopotem. dziś trwoga w godzinie ostatniej zżera me serce - puste na dnie. kocham cię kochaniem swoim, jednak nie tak czystym jako serce twoje. Dodano: 2007-01-06 14:04:30 Ten wiersz przeczytano 380 razy Oddanych głosów: 8 Aby zagłosować zaloguj się w serwisie « poprzedni następny » Dodaj swój wiersz Wiersze znanych Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński Juliusz Słowacki Wisława Szymborska Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński Halina Poświatowska Jan Lechoń Tadeusz Borowski Jan Brzechwa Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer więcej » Autorzy na topie kazap Ola Bella Jagódka anna AMOR1988 marcepani więcej »
„Ryba, drób, cielęcina lubią tylko białe wina” zaczyna się znana rymowanka, która miała pomóc początkującym kucharzom w wyborze wina do posiłku. Niestety, w kulinarnej rzeczywistości nie ma prostych zasad. Są tylko wskazówki i ostrzeżenia. Na butelkach można przeczytać o szkodliwości alkoholu dla kobiet w ciąży, ale nikt nie pomyślał o umieszczeniu na etykietach haseł następującej treści: Pomidory zrujnują smak tego wspaniałego Medoca lub UWAGA – chilli i salsa stanowią niebezpieczeństwo dla tego wykwintnego Cabernet prawda cielęcina à la Romana rzeczywiście, tak jak głosi rymowanka, lubi Frascati, ale już osso bucco podaje się tradycyjnie z czerwonym lekko kwaskowym Barbera d’Asti lub z innym włoskim winem czerwonym, ewentualnie z kalifornijskim Zinfandelem, a kurczaka diavolo – z chianti. Wybór wina zależy nie tylko od rodzaju mięsa czy ryb, ale i od sosu, przypraw, sposobu przygotowania i części mięsa. Nie pomijajmy też pory roku, naszego humoru i upodobań. Cielęcina to w końcu i eskalopki, i gicz cielęca, które bardzo różnią się smakiem. Zadaniem wina jest podkreślenie i dopełnienie smaku potrawy, a nie stwarzanie jej konkurencji lub, nie daj Boże, zagłuszanie delikatnej harmonii smakowej. A kuchnia, zwłaszcza dania wegetariańskie, powinny odpłacać tym samym. Cielęcinę z grilla lub pieczoną można podać zarówno z intensywnym smakowo winem białym, na przykład Pinot Gris z Alzacji czy białym Chateauneuf-du-Pape, jak i z czerwonym, na przykład Rioja (koniecznie oznaczona jako DOC, czyli Denominacion de Origen Calificada, lub chociaż DO, czyli Denominacion de Origen), Cote de Beaune, czy Pessac-Leognan. Czerwone wino przytłoczy jednak smak delikatnej cielęciny w sosie kremowym, tutaj lepsze by było Pinot Blanc lub Pinot Gris, czy też Chardonnay z Nowego Świata.„Wina z Nowego Świata” to nie tylko te z Kalifornii czy Australii, ale też coraz lepsze wina z Chile, Argentyny, Nowej Zelandii, południowych stanów USA i Południowej Afryki. Chociaż w porównaniu z siedmiotysięczną historią wytwarzania wina doświadczenie Kalifornii wydaje się skromne, okazała się ona szybką uczennicą i w kilku dziedzinach pokonała mistrzów. Wiele zmieniło się bowiem odkąd ojciec Junipero Serra zasadził pierwsze szczepy w Misji San Diego w 1769 roku. Nawet czternaście lat prohibicji nie mogło zrujnować nieuniknionej kariery, która czekała wina znad Pacyfiku. Chociaż Nappa Valley zrobiła największą karierę, wszystkie pięć regionów zasługuje na uwagę. North Coast (Północne Wybrzeże), Napa, Sonoma, Lake i Mendocino produkują rewelacyjne Cabernet Sauvignon, Pinot Noir, Merlot, Chardonnay i Sauvignon Blanc. Central Coast (Wybrzeże Centralne) to region od San Francisco do Santa Barbara, który słynie z Pinot Noir i Chardonnay, oraz świetnego Cabernet Sauvignon z gór Santa Cruz. Południowe Wybrzeże produkuje głównie Zinfandel i Chardonnay, a u podnóża gór Sierry na uwagę zasługuje właściwie tylko Zinfandel. Chociaż winnice Kalifornii zaczęły od naśladowania win z Bordeaux i Burgundii, prawdziwą karierę zrobiły kalifornijskie mistrzowskie wersje win reńskich. Obecnie można degustować też przeróżne wersje win włoskich oraz unikalne melanże. Trudno polecić tu konkretnego producenta. W Kalifornii nikt nie może „lecieć na opinii” i z roku na rok czołówka win kalifornijskich się zmienia. Teraz na topie znalazły się na przykład Peay Vineyards z Sonoma Coast, Silver Oak i Roessler z Alexander Valley, Eberle z Paso Robles, ale za parę lat nazwy te mogą pójść w zapomnienie lub nagle znaleźć się na półkach supermarketów obok dawnych świetności sprzed dwudziestu lat. Konkurencja jest coraz większa, nowy narybek z Chile bez skrupułów detronizuje w sosie opartym na czerwonym winie, osso bucco, czy pieczeń cielęca w sosie rozmarynowo-tymiankowym z pieczonymi pomidorami wymaga młodych win czerwonych, na przykład włoskiej Barbera’y (najlepiej oznaczonych DOCG, czyli Denominazione di Origine Contollata e Gerantita), czy też świeżego owocowego Gamay, Grenache lub kalifornijskiego Zinfandela (oczywiście czerwonego). Kurczak i indyk, tradycyjnie podawany z Chardonnay z Nowego Świata lub mieszanką Semillon/Sauvignon z Bourdeaux, jest też świetny zarówno z białym, jak i czerwonym Burgundem i Rioja Reserva. Czy ktoś ośmieliłby się podać białe wino do kurczaka w sosie wiśniowym lub do Pollastro in squaquacio, kurczaka po wenecku? Kurczak po wenecku to kurczak pieczony w czerwonym winie, siekanych pomidorach, namoczonych w gorącej wodzie suszonych prawdziwkach, pokrojonej w łódki cebuli, kilku ząbkach czosnku i listkach bazylii. Przesiąkniętego winem, grzybami, czosnkiem i bazylią kurczaka wyławia się z sosu i układa na półmisku, sos przecedza się i podaje w sosjerce. Trzeba więc unikać win czerwonych z bardzo dużą zawartością dobrać dobre wino do kaczki, która pieczona smakuje dobrze z mocnym winem czerwonym, jak na przykład Syrah czy Merlot lub z winem reńskim, chyba że przyrządzimy ją à la orange, wtedy wielbiciel białych win może ją podać z mniej wytrawnym winem z Bourdeaux, Sauternes i Barsac, a kaczka w pikantnym sosie mole jest też świetna z Petite którą tradycyjnie podawało się z czerwonym Bordeaux lub Burgundem, a włoskie agnello arrosto z Montepulciano d’Abruzzo, smakuje równie dobrze z Merlotem z Nowego Świata, zwłaszcza chilijskim, australijskim Shiraz i z dobrym głębokim Pinot Noir z Kalifornii lub Oregonu. To ostatnie byłoby nie do pomyślenia jeszcze dwa lata temu. No cóż, Pinot Noir zrobił ostatnio zawrotną karierę i zrobił się to największy „kameleon” wśród mięs. Pieczona lub grillowana bez sosów jest świetna z Pinot Gris i delikatniejszym, mało „dębowym” Chardonnay; jeżeli dodamy do niej smak wędzonki, bekonu lub przyrządzimy w sosie z czerwonego wina, lepiej będzie smakowała z Beaujolais, Tempranillo, Malbec (zwłaszcza z Argentyny) lub (to wersja dla odważnych) z południowoafrykańskim wołowe to oczywiście towarzystwo Merlot i Cabernet z Nowego Świata (osobno lub mieszane) i dobre czerwone Bordeaux, ale tylko to naprawdę dobre, zwłaszcza Haut-Medoc. Steki florentyńskie można podać z Chianti Classico Riserva ze szczepu Sangiovese (bez domieszek). Ale co zrobić kiedy na talerzu obok steku znalazł się homar lub krewetki?Największy wybór, wbrew popularnej opinii, mamy wybierając wino do ryb i owoców morza. Do białych delikatnych ryb najbardziej pasuje biały Burgund, Chardonnay, biały Pessac-Leognan (rewelacyjne Chateau la Luviere), Viognier, portugalskie Vinho Verde i wytrawny Riesling z Australii i Nowej Zelandii. Sama jestem wielką wielbicielką kalifornijskiego Viognier, zwłaszcza Viognier z Doliny Centralnej (mój ulubiony to Eberle), które pachnie jak kwiaty i ma zdecydowany posmak brzoskwiń, mimo iż jest to wino wyjątkowo wytrawne. Właśnie Eberle świetnie komponuje się z białą rybą w sosie z imbiru i kiwi. Wystarczy zredukować świeży sok pomarańczowy z odrobiną cukru i octu winnego, dodać imbir pokrojony w zapałki, znowu zredukować i dodać pokrojone w kostkę kiwi. Ryby o mocniejszym zapachu, jak na przykład łosoś świetnie pasują do bardziej aromatycznych win z Alzacji i do Pinot Noir z Nowego Świata. Nawet łagodniejsza ryba ugotowana w stylu Vera Cruz, czyli w pomidorach, oliwkach i papryczkach zdecydowanie stworzy lepszy tandem z młodym czerwonym winem. Ryba w panierce świetnie skomponuje się z Soave, Pinot Gris i białym Bordeaux. Ryba wędzona pasuje do wytrawnego alzackiego Rieslingu, Gewurztraminer lub Pinot Gris. Gewurztraminer z Nowego Świata zbyt często jest jednak słodki i zdecydowanie nie jest wart polecenia. Najłatwiej podać wino do skorupiaków, które na ogół dobrze komponują się z winem musującym i szampanem. Tutaj trzeba jednak wybierać bardzo ostrożnie. Bo szampan to pułapka. Każdy bowiem wyobraża sobie że francuski, najprawdziwszy Champagne będzie smakował tak jak Champagne smakować powinien. Jednak i tu można się nieźle nabrać. Dobry Champagne do ostryg czy kawioru to brut (czyli mniej niż 15g cukru w liqueur d’expedition), a nie sec, który mimo obiecującej nazwy ma już 17-35 gramów. O demi-sec’ach już nawet nie wspominam. Jeżeli już zdecydujesz się kupić Champagne, trzymaj się sprawdzonych marek, takich jak Taittinger, Mercier Brut, Pommery, Veuve Clicquot, Laurent Perrier, Piper Heidsieck, Perrier Jouet, Mumm Cordon Rouge, Bollinger, Moet Chandon czy mój ulubiony Louis Roederer. Zakup dobrego włoskiego Prosecco czy hiszpańskiej Cava nie oznacza, że będziemy cierpieć na brak dobrego Champagne’a w popularnym tego słowa znaczeniu. Dobra Cava brut ze szczepów Xarel-lo, Macabeo, Parellada i Chardonnay może być naprawdę wielkim winem musującym. Wina musujące świetnie pasują też do dań z jaj (jajka po benedyktyńsku) i do owoców takich jak wspomnieć o winach deserowych. Niestety. jestem tu bardzo stronnicza i niesprawiedliwa. Bo nic nie pobije portugalskiego (lub południowoafrykańskiego) porto pitego z połówki melonu. Przekonajcie się OZ Clarke’s Wine Advisor, Oz Clarke, Western International Publishers, Little, Brown & Company, 1998 Savoring Tuscany, Lori de Mori, Williams-Sonoma, 2004 France: a Coulinary Journey, Alexandra Michell, Collins Pub San Francisco, 1992 California, Janet Kessel Fletcher, et al, Williams-Sonoma, 2000Zdjęcia z serwisu
akurat wina nie było.. ale było piwo, w ilości 2,5 puszki no i zostało zajedzone:- 2 garściami czipsów lays zielona cebulka- 4 garściami popcornu maślanego- 2 garściami czitosów serowych..- 1/8 pizzy ristorante - 2 łyżkami sałatki z kurczaka, sera żółtego, ananasa, kukurydzy curry i majonezu..Więcej grzechów nie pamiętam.. aha właściwie jeszcze jedno.. wpierniczanie odbyło się między 20 a 2 w nocy (tak, oglądaliśmy Adamka..)mam cholerne wyrzuty sumienia ale wiem że coś podobnego się w moim życiu rzadko zdarza i napewno dopilnuję następnym razem by nie doszło do takiej litanii złych śmiecio żarć Na wagę nie wlezę do wtorku, dam sobie szansę ;-) a tak po za tym wczoraj dieta była wzorowa i to wszystko przez Adamka! Jego wina, jego bardzo wielka wina! (bo przecież nie moja.. ;>)A tak po za tym to znałam już zakończenie walki jak oglądałam zapowiedź ... wystarczyło że staną koło siebie.. Dawid i Goliat .. Ale nasz Dawid waleczny jak nie wiem co! Bo nasz Polski Duma .dziś dzień zapowiada się aktywnie :) zaraz zakupy a potem.. F1..nie, nie tknę ani łyka piwa.. ni czipsa ! chyba pojedziemy coś robić z moim m piękny dzień tak po za tym, tylko nastrój brzydki po wczorajszych podbojach talerza..pa kochane :) zaraz sprawdzę co u wastak na zakończenie
Bohaterką mojego eseju uczyniłam postać, którą można by opisać przynajmniej na kilka sposobów. Jako wybitną, choć kontrowersyjną poetkę z Meksyku, która wyprzedziła zastałą epokę literacką, nieposkromionym słowem budując przedsionek oświecenia. Jako siostrę zakonną, która pisywała wiersze, z tych zaś jedne były Panu Bogu zdecydowanie bliższe od innych. Jako bulwersującą, ale wpływową intelektualistkę, dziesiątą muzę, która w cieniu murów zakonnych dopuściła się mniejszych lub większych nieprawości, a składając śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, w rzeczywistości wypowiedziała wojnę ciemnocie i zacofaniu. Wreszcie można by ją przedstawić jako nietuzinkową kobietę, która napisała siebie, nad podziw lekkim piórem skreśliła żywot ciężki jak grzech. Właśnie ta perspektywa, obraz kobiety, której czas przypisał szereg niekoniecznie pochlebnych apelatywów, skusiła mnie najbardziej. Piszę więc o postaci, której nie pojmuję, a przy tym mam wrażenie, że rozumiem ją jak nikt inny. Opowiadam o niej nie tylko z punktu widzenia wnikliwej czytelniczki i tłumaczki, ale również – a może w szczególności –niestrudzonej poetki. Z każdym kolejnym słowem nabieram jednak przekonania, że jakkolwiek ją ująć, Juana Inés była kimś zupełnie innym albo, jak stwierdził Marcos Solache w eseju zatytułowanym Ja, najgorsza ze wszystkich, wiemy o niej dużo, czyli prawie nicM. Solache, Yo, la peor de todas, Cinco Centros, 2015, (dostęp: *Na biografię Juany Inés Ramírez de Asbaje y Ramírez de Santillana, bo tak brzmiało jej pełne imię i nazwisko, składa się stosunkowo niewiele faktów i udokumentowanych informacji, a te, które przyjmuje się za prawdziwe, bledną niekiedy w cieniu przypuszczeń i domysłów. Większość zachowanych źródeł wskazuje, że meksykańska poetka urodziła się 12 listopada 1651 roku (rozliczne opracowania podają również rok 1648) w San Miguel Nepantla, na terenie dzisiejszego Meksyku, a wówczas Nowej Hiszpanii, hiszpańskiej posiadłości kolonialnej w Ameryce Północnej. Jako nieślubna córka Kreolki Isabel Ramírez i kapitana Pedra Manuela de Asbaje, od dziecka narażona była na niepochlebne komentarze, przytyki i swoisty ostracyzm, który – obok innych wątków biograficznych – odcisnął swoje piętno na twórczości poetki. Juana Inés bardzo wcześnie, bo już w wieku trzech lat, kiedy to nauczyła się pisać i czytać, zaczęła wykazywać pierwsze oznaki geniuszu. Jako mała dziewczynka, odznaczająca się niezwykłą na tamte czasy otwartością umysłu, niemal każdą wolną chwilę spędzała w bibliotece swojego dziadka, gdzie, wertując opasłe tomy, rozpraszała mroki niewiedzy i poszukiwała odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Choć nauka sprawiała jej przyjemność, traktowała ją niezwykle poważnie. Ponoć za każdym razem, gdy przyłapywała się na niewiedzy albo dochodziła do wniosku, że niedostatecznie zgłębiła jakiś temat, odcinała sobie kosmyk włosów. Na co komu piękne włosy, jeśli głowa pusta?A. Soriano, Sor Juana y la Virreina, Senderos de la verdad, 2015 (dostęp tłumaczenie własne).[2] – zwykła odpowiadać tym, którzy zdumiewali się jej zachowaniem. W 1659 roku Juana Inés przeniosła się do stolicy kraju, gdzie zamieszkała z ciotką Maríą Ramírez i jej mężem, Juanem de Mata. W wieku czternastu lat została jedną z druhen na dworze Leonor Carreto, żony wicekróla Antoniego Sebastiana de Toledo. Wkrótce potem trafiła pod patronackie skrzydła markiza de Mancera, co pozwoliło jej względnie nieskrępowanie rozwijać zamiłowania naukowe i poetyckie. W niedługim czasie z nieznanej nikomu dziewczynki stała się ulubienicą dworu, zachwycającą swoją błyskotliwością, erudycją i łatwością komponowania improwizowanych wierszy okolicznościowych, czym wzbudzała powszechną zazdrość na dworze królewskim. W tym miejscu warto również wspomnieć, że Juana Inés ujęła sobie współczesnych nie tylko talentem i wszechstronnością zainteresowań, ale również nieskazitelną urodą. Oczarowywała i podbijała serca wpływowych mężczyzn i kobiet, dzięki czemu jej poezja zdołała ujrzeć światło dzienne. A przecież mogło być zupełnie inaczej. Niedoceniona twórczość Juany Inés mogła spocząć na dnie starej skrzyni posagowej i nikogo nigdy nie poruszyć. Tak się na szczęście nie stało, ponieważ to właśnie uroda i urok osobisty były jedną z najsilniejszych kart przetargowych poetki, nad którą przez całe życie ciążył dyshonor bycia dzieckiem z nieprawego łoża. Dzięki pomocy wicekróla i jego małżonki dzieła Juany Inés przekroczyły granice Nowej Hiszpanii i dotarły do Europy, wzbogacając literaturę Złotego Wieku o cenne ogniwo. Kiedy w ubiegłym roku, spacerując po jednym z madryckich parków, już jako tłumaczka Juany Inés, natknęłam się na jej pomnik, uświadomiłam sobie prawdziwe znaczenie horacjańskiego exegi monumentum, „spiżowość” tego, co zostaje na zawsze. Można zaryzykować stwierdzenie, że w czasach, kiedy to właśnie Europa – z długą i piękną tradycją literacką – stanowiła dla Nowego Świata wzorzec do naśladowania, wiersze młodej poetki wyruszyły w drogę pod prąd. Wbrew i na przekór, zupełnie tak, jak żyła ich autorka, która wtedy jeszcze nie mogła przypuszczać, że za niepohamowaną ciekawość świata przyjdzie jej zapłacić najcenniejszą monetą. Niektóre świadectwa pisane podają, że – jak przystało na dziewczynę opierającą się wszelkim konwenansom – Juana Inés ubłagała matkę o zgodę na studiowanie nauk ścisłych i wstąpienie na uniwersytet w przebraniu mężczyzny. Choć historia zna imiona kobiet, które uciekając się do podobnego fortelu, sięgały po wiedzę rozumianą jako przywilej zarezerwowany dla mężczyzn, w przypadku meksykańskiej poetki okazało się to niemożliwe. Zresztą, sama zainteresowna zrozumiała, jak próżne są jej starania w świecie, w którym jedynym akceptowalnym modelem społecznym jest patriarchat. Niezgoda na ów świat to zdecydowanie najsilniejszy manifest, jaki daje się wyczytać z wierszy i postawy Juany Inés, która pewnego dnia podjęła bodaj najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Domyślając się, że jako przykładna żona i matka, bo tego właśnie oczekiwało od niej społeczeństwo, będzie musiała poświęcić to, co najbardziej kochała – słowo pisane, w 1667 roku zgodziła się wstąpić do Zakonu Karmelitanek Bosych w Meksyku. Piszę „zdecydowała się”, bo w rzeczywistości uległa naciskom kleru, zwłaszcza wpływowego i interesownego spowiednika, jezuity Antoniego Nuñeza de Miranda, przekonanego, że postać niesubordynowanej poetki zagrażała autorytetowi Kościoła. Zamknięta w murach klasztornych, Juana Inés miała się wreszcie oddać pobożnej modlitwie i kontemplacji, usunąć w cień krużganków, a nade wszystko… zamilknąć. Rzecz w tym, że to, co inni postrzegali jako powołanie, rozpowiadając z nieskrywanym przekąsem, że Juana Inés nareszcie oddała pierwszeństwo sprawom ducha i zrozumiała, gdzie jej miejsce, było tylko formą ucieczki, a forma zawsze służy do oszukania innych i samego siebie. Wolność natomiast jest pojęciem względnym, którego wymiar metafizyczny nie odcina się na linii żadnego horyzontu. Z powodu problemów zdrowotnych Juana Inés opuściła Zakon Karmelitanek Bosych, by cztery lata później wstąpić do Zakonu Hieronimitek, gdzie obowiązywały mniej surowe zasady. Jej cela zakonna, w której zgromadziła ponad cztery tysiące woluminów poświęconych, między innymi, teologii, astronomii i malarstwu, była miejscem spotkań pisarzy, poetów, filozofów oraz najwybitniejszych intelektualistów, la créme de la créme tamtej epoki. Pod osłoną nocy, już jako Sor Juana Inés de la Cruz, doskonaliła warsztat pisarski, z właściwą sobie swobodą łącząc sacrum i profanum. Choć w historii literatury zapisała się głównie jako poetka, warto pamiętać, że pisała również utwory wykraczające poza gatunek liryki (traktaty filozoficzne, sztuki teatralne, komedie…). Mówi się nawet, że – powodowana praktycznym zastosowaniem zdobytej wiedzy – przeprowadzała eksperymenty naukowe. Ot, prawdziwa kobieta renesansu, który miał dopiero nadejść. Wybitną zakonnicę zaczął odwiedzać sam wicekról, Tomás Antonio de la Cerda, oraz jego małżonka, Luisa Manrique de Lara. W tym miejscu zaczyna się kolejny burzliwy rozdział w życiu Juany Inés, związany z jej wątpliwą orientacją seksualną. Pierwsze podejrzenia o skłonności homoseksualne przylgnęły do poetki jeszcze w czasach, kiedy bawiła na dworze Leonor Carreto, ale wówczas, z uwagi na młody wiek umiłowanej panny dworskiej, tłumaczono to bardziej matczynym instynktem samej wicekrólowej. Kontrowersyjna znajomość z Luisą Manrique natomiast,choć rozpoczęła się równie niewinnie, na trwałe odcisnęła swe piętno na biografii poetki. Obie kobiety stopniowo odkrywały łączące je przekonania i wartości. Dziś powiedzielibyśmy, że byłyfeministkami, które niestety, z racji swojego położenia mogły zdziałać niewiele ponad wymianę myśli i marzeń o lepszej przyszłości, w której prawa kobiet, w tym prawo do nauki i życia publicznego, byłyby respektowane. Juana Inés zawdzięczała swojej protektorce bardzo wiele. Owa znajomość nie tylko dostarczała poetce ciągłych pobudek intelektualnych, ale również pozwoliła, przynajmniej na jakiś czas, odwrócić uwagę ojca Núñeza de Miranda, który w postawie knąbrnej zakonnicy, regularnie spowiadającej mu swoje grzechy, wietrzył coraz większe zagrożenie dla Kościoła rozumianego w tym miejscu bardziej jako instytucja niż wspólnota ludzi wierzących. Luisa Manrique była dla Juany Inés łączniczką z wielkim światem, do którego zakonnica nie miała pełnego dostępu. Zakazanym owocem, po który można było sięgać, zachowując pozory prostodusznej i niemal dziecięcej ciekawości wszystkim, co nieznane. Poetka poświęciła swojej mecenasce niemal pięćdziesiąt wierszy i sonetów – niemych, choć niezwykle wymownych świadków uczucia, które od początku skazane było na czysto literackie konotacje. Wszystkie te świadectwa, w których radość miesza się z goryczą, dostarczają nam dziś wielu wskazówek pozwalających prześledzić zakazany związek obu kobiet i zrozumieć jego sens. Z wierszy napisanych w tamtym okresie, z których wiele skrywa prawdę pod pseudonimami i aluzjami na tyle cienkimi, by dziś, cztery wieki później, dało się je odczytać, przebija świadomość, że miłość do wicekrólowej nie zdołałaby unieważnić ślubów zakonnych, ani też zagłuszyć głosu Boga, który najwyraźniej miał wobec swojej służebnicy zupełnie inny plan. Być może uczucie do Luisy Manrique było dla poetki kolejną formą poznania, niebezpiecznie graniczącą z cielesnością, ale niedotykającą jej. Większość współczesnych sorjuanistów pozostaje zgodna co do tego, że była to miłość wyłącznie platoniczna. Niektórzy, jak Sergio Téllez-PonS. Téllez-Pon, El amor sin tabúes entre sor Juana Inés de la Cruz y la virreina de México, 2017, (dostęp: tłumaczenie własne).[3], idą o krok dalej i mówią o miłości intelektualnej, wpisującej się w ideę modnego dziś sapioseksualizmu, a więc relacji, w której intelekt przedkłada się nad cechy fizyczne. Jeśli się nad tym dobrze zastanowić, nietrudno dojść do wniosku, że Juana Inés przez całe swoje życie zmuszona była wybierać. Skoro jako kobieta pragnęła wyswobodzić się z okowów patriarchalnej rzeczywistości siedemnastego wieku, to w końcu przyszło jej zdecydować o tym, którą z dwóch dróg wybrać – tę, która wiodła przez wyzwolenie ciała, ale wiązała się z wiecznym potępieniem, czy tę prowadzącą przez spokój ducha, która z kolei zakładała wyrzeczenie się grzechów. Czy ostatecznie okazała się zbyt słaba, żeby stawić czoła światu, na który nie chciała się zgodzić? A może w istocie poczuła powołanie, którego całe życie nasłuchiwała? Myślę, że prawda leży gdzieś pośrodku, choć na zawsze pozostanie w sferze naszych wyobrażeń. Otóż skłonna jestem przypuszczać, że Juana Inés poniekąd oszukała nas wszystkich – sobie współczesnych oraz przyszłe pokolenia. To prawda, że poświęciła się służbie zakonnej, aż do śmierci nie opuściła murów klasztornych, pozwoliła sobie odebrać zgromadzone księgozbiory i nigdy publicznie nie wyznała prawdziwych uczuć żywionych do wicekrólowej. Uczuć, które wraz z innymi tajemnicami swojej złożonej osobowości powierzyła wierszom. Ale jednocześnie nie pozwoliła, by usunięto ją w cień, a przecież zadarła z samą Świętą Inkwizycją. Nigdy też nie złożyła pióra – najsilniejszej broni, jaką miała. Broni potężnej, aczkolwiek obosiecznej, siejącej spustoszenie po obu stronach barykady. Poetka, ilekroć była atakowana, zawsze broniła się słowem. Być może zrozumiała, że tylko tak – na papierze – będzie mogła przeżywać swoje życie w nieskończoność. Czy bardzo się pomyliła? Chyba nie, skoro dzisiaj pochylamy się nad jej twórczością pełni podziwu i fascynacji. A doprawdy jest się czym zachwycać.*Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z poezją Juany Inés, od razu wiedziałam, że nie będzie to przygodna lektura, że meksykańska poetka na długo zagości w moim warsztacie pisarsko-translatorskim, a ja być może – jeśli tylko stanę na wysokości zadania – będę potrafiła się odwdzięczyć, pozwalając jej przemówić po polsku. Wierszem, który oczarował mnie najbardziej, a przy tym uzmysłowił mi ponadczasowość spuścizny poetki, jest wiersz o niezbornym poczynaniu mężczyzn, którzy obwiniają kobiety o to, czemu winni samiWszystkie cytowane fragmenty wierszy Juany Inés pochodzą z mojego przekładu.[4]. Jest to, jak można przypuszczać, utwór na wskroś feministyczny, swoisty manifest, który miał uwypuklić paradoksalność oczekiwań, jakie mężczyźni stawiają kobietom. Utrzymany w tonie humorystycznym, który zresztą stanowi jeden ze znaków rozpoznawczych twórczości Juany Inés, wytyka sprzeczność i grotosekowość pewnych męskich zachowań, które sprawiają, że szczęśliwa miłość, oparta na wzajemnym szacunku i zrozumieniu, jest czymś nieosiągalnym. Wszak kobieta zawsze będzie tą złą, która sama chciała i sama się prosiła. Mężczyźni natomiast, no cóż, nigdy nie przebierają w argumentach, by ocalić swoje dobre imię:Słowo – broń to okazała, wy zaś gęsto się bronicie, gdy półprawdy swe lepicie z diabła, świata, no i kochana i niekochana, zdaje się być osadzona w samym centrum literackiego świata Juany Inés. Teresilla, Anarda, Nise, Beatriz… to tylko niektóre z kobiet, które poetka wybrała na bohaterki swoich wierszy. Czytamy w nich o radości, żalu, nadziei i rozczarowaniu. I choć na drugim brzegu miłosnego dialogu niemal zawsze stoi mężczyzna, gdzieś spomiędzy wierszy przebija ogromne zaangażowanie emocjonalne samej autorki, cichy podziw dla tych wszystkich dam, którym złamano serca albo też one same okazały się bezlitosne. Wiele z nich to postaci historyczne bądź mitologiczne. Heroiny, które zapadły w pamięć swoich czasów. Juana Inés przypomina nam, że były, a jednocześnie prosi nas, by o nich nie zapomnieć. Za każdym nieprzypadkowo dobranym słowem kryją się prawdziwe uczucia będące kluczem do zrozumienia przesłania każdego z wierszy oraz intencji podmiotu lirycznego:Żona Pompejusza, dumnie prężąc szyję, gdy na szaty patrzy, we krwi zamoczone, słusznie nerwy traci, sceną rozsierdzone, bo śmierć męża wietrzy, chociaż ona przystało na kobietę rozdartą między dwie miłości, z których każda bolała ją na swój sposób, poetka poświęciła również wiele utworów Panu Bogu, którego istnienia nigdy nie ośmieliła się podważyć. Mimo dręczących ją niepewności, nie zamknęła przed Bogiem bram swojego serca. W Bożym miłosierdziu szuka pocieszenia i czasem tylko zastanawia się, dlaczego właśnie ona otrzymała to ciało, ten czas i ten przeklęty talent, który tyle bólu zdążył jej przysporzyć. Wtedy jakby na chwilę wątpi, żeby zaraz potem przypomnieć sobie i nam, że na końcu wszystkiego czeka lepszy świat:Strugą cierpień gorycz dławi, bo sprzeczności toczą duszę; to przez niego cierpieć muszę. choć z cierpienia mnie twórczości Juany Inés na szczególną uwagę zasługują regularność rymów, zapewniająca wierszom potoczystość i melodyjność, rozliczne aluzje literackie, a więc wyraźna intertekstualność, a także bogactwo środków obrazowania poetyckiego. Co ciekawe, kunszt jej poezji tkwi jednocześnie w prostocie i dosadności. Poetka nie wyolbrzymia i nie przejaskrawia. Nie zostawia nas, czytelników, z poczuciem bezradności wobec archaicznego języka, czego nie można powiedzieć o wielu innych siedemnastowiecznych utworach. Juanę Inés czyta się tak, jakby jej wiersze biegły przez sam środek wszystkich słów, nie naruszając znaczenia żadnego z nich. Jakby ich autorka była jedną z nas, tak samo zdziwioną tym światem, tak samo wątpiącą, szukającą tych samych co my odpowiedzi. Ponieważ dość łatwo uwierzyć niepotwierdzonym informacjom i pochopnie wyciąganym wnioskom na temat życia poetki, tłumaczę jąostrożnie i z szacunkiem. Tak, żeby niczego z niej nie uszczknąć, ale też niczego nie dodać, chociaż wiem, że to raczej pobożne życzenie każdego tłumacza literatury, który nie potrafi odmówić sobie przyjemności rozmawiania z tłumaczonym tekstem, zwłaszcza kiedy zmuszony jest niebezpiecznie balansować na granicy formy i treści. Mam nadzieję, że mój przekład pozwoli przybliżyć polskim czytelnikom postać wybitnej meksykańskiej poetki, która dla mnie zawsze będzie przede wszystkim Juaną Inés. Zresztą uparcie wierzę, że kiedy odchodziła z tego świata, umierając na tyfus w celi zakonnej, właśnie tak, z imienia tylko, witała się z Panem właśnie ją sobie wyobrażam jako kobietę mimo wszystko. Dzisiaj, kiedy zmienił się kanon, a literackie upodobania wielu z nas powędrowały w stronę dużo bardziej lekkostrawnych treści, próżno szukać podobnej poezji. Dlatego myślę, że najlepszy pomnik, jaki możemy jej postawić, to chwila zadumy i refleksji. Ledwo dostrzegalny uśmiech, jedna po cichu uroniona łza, bezszelestny krzyk. A potem już tylko codzienność, niewzruszona, ale jakby trochę lepsza. Juana Inés, ta prawdziwa, wciąż czeka na to, by ją poznać.
moja wina moja wina moja bardzo wielka wina modlitwa